Gdy mogę już w końcu zostać sama,
prowadzimy rozmowy, słuchamy razem Debussy'ego, rozstawiam kwiaty w wazonach,
palą mnie policzki, leżę w pościeli słuchając fortepianu z drugiego pokoju,
płaczę w tych rozmowach, zapisuję wszystko co ważne,
czytam na głos tandetne książki udając, że to wielka literatura,
ciągle wszystko opowiadam od nowa i od nowa,
pozwalam się dotykać,
siedzimy w fotelach nic nie mówiąc godzinami czując jak ciało odpuszcza,
a potem dzwoni telefon z pracy, warczę, mówię, że nie, fukam, wiem, że więcej się nie odważy zadzwonić w moje święte dni,
w których wącham piwonie w środku zimy.