aura
Na plaży Agiannis żyją dwie małe dziewczynki z mamą.
Mieszkają pomiędzy konarami skarłowaciałych cedrów.
Wokół nich murek z płaskich kamieni.
Dach ze spłowiałej chusty.
Na gałązkach widzą bibułkowe lampiony solarne,
wieczorem jasne kule fruną w ciemnościach.
Dziewczynki mają 5 i 6 lat.
Są bardzo drobne, zawsze nagie, czarno opalone.
Włosy zupełnie białe od słońca, skundlone.
Widuję je codziennie przechodząc przez ich plażę do sklepu.
Albo żeby umyć głowę szlauchem pod sklepem.
Albo kiedy przychodzę na ich plażę poleżeć w falach.
Agiannis jest płytka, łagodna i rozłożysta.
Dziewczynki pływają, budują z piasku, szpiegują obce psy,
opłakują zgubiony naszyjnik z muszelek.
Czasem śpią zmęczone na gołym piasku.
Ich naga matka głaszcze je wtedy po głowie.
Młodsza jest łobuzem. Chciałaby skakać ze skarpy, pływać w sztormie.
Sypie piaskiem do nieba.
Dzika koza kri-kri ukradła im ręcznik.
Przyszedł dziki kotek.
Fala zjadła zamek z piasku.
Ludziki z kamieni.
Poszukiwanie złota.
Jak żyje się dalej z takimi wspomnieniami?
Z takiego dzieciństwa nie powstaje przecież zwykły człowiek.
Dorosłe kobiety z aurą pełną słońca.